Chaotyczne winne wtorki o verde, którego nie piliśmy (teraz)

Po kilku długich notkach pora na notkę ekspresową i nieco chaotyczną. Dzisiejsze winne wtorki płyną pod znakiem vinho verde. Co to, z czym to i po co to — napisał Wojtek Bońkowski. Ja powiem tylko, że my verde lubimy i to nawet bardzo. Zarówno jak jest ciepło, czyli zgodnie z pomysłem Piotra z Białe Nad Czerwonym, jak i w chłodne dni, by zaklinać dobrą pogodę. Sięgamy po verde dla ciętej jak brzytwa kwasowości, lekkiej perlistości i skojarzeń z morskim klimatem. Fantastycznie orzeźwia, jest lekkie… chyba, że nie jest.

Verde różne bywają i jak się okazuje, czasem bywają takie, jakich nie lubimy. Tak się stało z Ines Negra z w miarę świeżej oferty Biedronki. Było tanie, i na tym trzeba skończyć. Lekkie aż nazbyt, bo skrajnie wodniste, a do kompletu wyraźnie półwytrawne — nie wiem, czy skrzywienie Tysi było większe, czy moje własne. Przykryjmy je zatem zasłoną milczenia. W zamian Quinta de Lourosa Blue Ocean z importu Atlantiki, verde z czystego Loureiro pełne tego, co dla nas najlepsze.

Nie dość, że cytrusowe, nie dość, że lekko perliste, nie dość, że kwasowe do gołej kości, nie dość, że pełne owocu i soczyste, to jeszcze lekko słone! Cytując Izę Kamińską, zamykacie oczy i słyszycie śpiew mew. No po prostu dobre jest!.

Pochodzenie wina: zakup własny autora (Klub Wino, Łódź)
Fotografia zaczerpnięta od producenta, bo nasza padła ofiarą klawisza delete 🙂

Verde u innych: