U Płaza pod Arkadami

Ubiegły wtorek zaczęliśmy od podróży do Warszawy. W kilku celach — jednym z nich była wizyta w Arkadach Kubickiego na organizowanej przez Płaza — przepraszam, sieć sklepów Żabka — degustacji… win.

Żabka pewien czas temu rozpoczęła silną ofensywę winną, chcąc wymazać ze świadomości kupujących tam ludzi stereotyp, że najlepszym, co w Żabce kupić można, jest El Sol. W akcję zaangażowała Andrzeja Strzelczyka, zeszłorocznego Mistrza Polski Sommelierów, który swoim nazwiskiem sygnuje Żabkowe porady i artykuły na temat wina, jak również katalogi handlowe. Wg informacji uzyskanych na konferencji w trakcie degustacji, ma być odpowiedzialny również za szkolenie Żabkowego personelu tak, by ich wejście w rynek wina w Polsce nie skończyło się jedynie na ustawieniu nowych butelek na półkach.

Akcja Żabki wywołała nieco szumu w internecie już wcześniej w związku z pojawieniem się na półkach Herbowego z Winnicy Zbrodzice, o którym dyskusja toczyła się m.in. tutaj. Również i warszawska degustacja przyniosła — zdaje się — zamierzony szum medialny. Napisała o niej już Ewa Wieleżyńska, napisał Wojtek BońkowskiWineMike, teraz piszemy my, a blogerów i redaktorów było obecnych zdecydowanie więcej.

Degustacja zorganizowana została z ogromną pompą. Przywitani zostaliśmy kieliszkiem szampana (który jest jednym z win w nowej ofercie), cała wydarzenie prowadził natomiast Marcin Prokop. Obecny na konferencji prezes Żabki Jacek Roszyk snuł opowieść o rozwoju rynku wina w Polsce i strategii Żabki na przyszłość, która — prawdę mówiąc — nie brzmi wcale idiotycznie. Przy dobrej segmentacji rynku i takiej ilości sklepów jakimi Żabka dysponuje, jeżeli oferta na kilku szczeblach cenowych będzie sensowna, może im się to udać.

Na sam początek rozwoju rynku wina — tym razem nie w Polsce, a w Żabce — regały samoobsługowe, zamiast wina ukrytego daleko za ladą.

Poza szampanem zaprezentowano raptem trzy wina, co w porównaniu z wystawnością wydarzenia zrobiło na mnie niestety wrażenie szczekania aspirującego, małego kundelka.

Champagne Brut de Linières (w ofercie za 69.99) mnie nie zachwycił. Atakował silną, nieco wręcz brutalną, kwasowością, przywołując na myśl głównie mało dojrzałe jabłka, a po chwili wręcz kwaśne cytryny. Nuty utlenione nie poprawiły mojego odbioru tego wina. W swojej cenie jest może i atrakcyjne — ale wtedy, gdy uprzemy się, by faktycznie kupić szampana. Za te pieniądze zdecydowanie wolałbym wypić choćby przyzwoitego Crémant d’Alsace, a na szampana przeznaczyć nieco więcej i napić się np. naprawdę fantastycznego Le Mesnil Grand Cru Blanc de Blancs.


Tysia (Winne Przygody), Asia (Winicjatywa), Wine Mike (Nasze Wina), Mariusz (Pisane Winem)

Chablis Pierre Chavin (w ofercie za 39.99) było bardzo przyzwoitym niebeczkowanym chardonnay z Burgundii. Świeże, cytrusowe, lekko mineralne. Pokusiłbym się o stwierdzenie, że smakowało jak Chablis (w przeciwieństwie do wcześniejszych propozycji Biedronki) i nie hańbi tej apelacji, ale i wybitnym przykładem na pewno nie jest. Jednego dnia wydaje mi się, że warto — innego, że nie. Niemniej, budziło raczej pozytywne odczucia.

Ostatnie dwie butelki pochodziły z toskańskiej posiadłości Uggiano. Chianti Roccialta 2010 było nudne i płaskie, a owoc, choć w nosie był wyraźnie wyczuwalny, nie budził pozytywnych emocji. Zwyczajnie mi nie smakowało i nawet za 19.99, w której to cenie wino jest oferowane, nie kupiłbym go. Z tej samej posiadłości degustowaliśmy jeszcze Brunello 2007, które budziło pewne kontrowersje. Na początku podchodziłem do niego jak do jeża — jestem wielkim przeciwnikiem sprowadzania masówki ze znanych apelacji, zamiast znaleźć perełki z mniej napompowanych sławą regionów. Koncepcja Brunello za 69.99 wydaje mi się podobnie mało zachęcająca, jak Châteauneuf-du-Pape za 25zł w Tesco. Pierwszy kontakt z nosem i ustami potwierdził moje obawy i nie zrobił najlepszego wrażenia, ale z czasem było coraz lepiej. Dosyć dobrze wyczuwalny aromat wiśni przy sporej koncentracji i wyrazistych taninach rozwijał się i po dłuższej chwili Brunello zaczęło mi się nawet podobać. Z degustacji wychodziłem jednak nadal nieprzekonany.

Rzeczone Brunello każdy otrzymał przy wyjściu w prezencie. Ponieważ byliśmy we dwoje, dostaliśmy dwie butelki. Jedną, dla weryfikacji poglądów, już wypiliśmy — tym razem Brunello przekonało mnie do siebie jeszcze bardziej. Nadal prawdopodobnie więcej go nie kupię. W tej kwocie wybiorę dziesiątki innych butelek wartych uwagi, a przyjemność z picia Brunello zostawię sobie dla lepszych posiadłości. Mimo to, wino wydaje się uczciwe w swojej cenie i może się podobać. Drugą butelkę schowaliśmy w piwnicy i wrócimy do niej za parę lat — może się rozwinie?

To, co najbardziej mnie zastanawia, to jak nowa oferta Żabki — na pewno, zwłaszcza z czasem, szersza niż pokazana na degustacji — odnajdzie się w osiedlowych sklepach, zwłaszcza mniejszych. Z dostępnością win, o których Żabka pisała już na początku grudnia (jak nie wcześniej), nieco nie wyszło. Szampan zaczął pojawiać się na półkach dopiero w styczniu, a na kilka odwiedzonych Żabek widziałem go tylko w jednej.

Z ciekawością będę obserwować jak się temat wina w Żabkach rozwinie. Ponieważ nie wydaje mi się, żeby Żabka kiedykolwiek stała się zagrożeniem dla sklepów specjalistycznych, będę temu projektowi kibicował. Może bez dalszej wyprawy, na rogu, koło domu, będzie można kupić do obiadu przyzwoite wino?

Degustowaliśmy na zaproszenie sieci sklepów Żabka. Lunch i dwie butelki Brunello również za ich uprzejmością.