Winne Wtorki #26 — Pinotage

Temat dzisiejszych Winnych Wtorków, a mianowicie Pinotage z RPA, to dla mnie osobiście powrót do mojego winiarskiego „dzieciństwa”. Pomijając mojego pierwszego klareta z Almy, który w ogóle był moim pierwszym winem, a nie winkiem, afrykańskie Pinotage było jedną z butelek niskiego ryzyka, które w tamtych czasach przekrojowo nabyłem, zdaje się, w Lidlu.

Fajnie się wraca do takich wspomnień, z racji faktu, że wtedy nie potrafiłem powiedzieć o tej butelce absolutnie nic poza tym, czy mi smakuje, czy nie — a w sumie i to było nieco mglistym stwierdzeniem, bo zasadniczo wszystko było lepsze od napojów winopodobnych, z jakimi spotykałem się wcześniej.

Pinotage to szczep mocno utożsamiany z południową Afryką, mimo, że wcale nie jest szczepem faktycznie najpopularniejszym. Pewnie wynika to ze struktury naszego importu, bo na teoretycznie dużo popularniejsze Chenin Blanc wpadam, mimo wszystko, dużo rzadziej. Dzisiaj do kieliszka trafił Man Vintners Pinotage 2010 kupiony w Klubie Wino w Łodzi (gdzie, skąd inąd, w sobotę odbędzie się spora urodzinowa degustacja — fakt w Łodzi jeszcze niecodzienny; oczywiście będziemy).

Nie przedłużając i tym razem nie rozpisując się na długie rozdziału, najpierw ja:

W kolorze intensywne, ciemnorubinowe. W nosie bardzo dużo gęstej, owocowej słodyczy i czekolady — skojarzenia mam głównie z suszoną śliwką i jeżyną. Całość dość mocno zatopiona w nutach dymnych, przez co nos pozostawia wrażenie ciężkiego i „zamulonego”. W ustach dużo więcej kwasowości, niż się spodziewałem. Taniny matowe, słodycz nieco nachalna, za to dymu na szczęście mniej niż w nosie. Drugiego dnia, jak się odstało, wyraźnie lepsze i ułożone. Pozostawiło na mnie impresję wina, które sili się na coś więcej niż sobą reprezentuje — a w rzeczywistości to prosta i nieskomplikowana bomba owocowa ze sporą kwasowością, która pomaga to utrzymać w ryzach, ale ostatecznie i tak jest męczące. Za 40zł, za które je kupiliśmy, moim zdaniem nie warto. Ciekawe, jak by wypadło w porównaniu z moją butelką niskiego ryzyka z początku notki… 🙂

…a po mnie Krzysiek:

Gdy wypiłem pierwszy kieliszek tego wina, moją pierwszą reakcją było „Waka, waka”. Niewątpliwie przyjemne, owocowo-czekoladowe wino, mało kwasowe i jednocześnie średnio taniczne. Bardzo przyjemne w odbiorze, choć jednocześnie proste – w moim odczuciu trochę męczące w okolicach trzeciego/czwartego kieliszka.

Jak smakowało innym?