Winne Wtorki #22 — Miało być pięknie, a wyszło tak jak zwykle

Tematem 22 instancji winnych wtorków została Rioja zaproponowana przez Agatę i Wojtka z bloga winniczek.eu. W moim wykonaniu Rioja zdobyta na szybko, niemal na ostatnią chwilę, w łódzkiej Almie. Ku mojemu ogromnemu niezadowoleniu, wybrana spośród raptem trzech propozycji, z czego dwie nie dobijały do 30zł i wyglądały — zwłaszcza jak na Rioję — niezbyt zachęcająco.

Do kieliszków wpłynęła Conde de Altava Rioja Riserva 2004. Opis sklepowy butelki:

Wino czerwone wytrawne stworzone w 100% ze szczepu Tempranillo. Dojrzewało w dębowych beczkach przez 18 miesięcy (80% czasu w beczkach z dębu francuskiego i 20% czasu w beczkach z dębu amerykańskiego), a następnie leżakowało w butelkach przez kolejne 18 miesięcy pod ciągłą kontrolą. Wino o intensywnym, głębokim czerwonowiśniowym kolorze. W nosie przeważają intensywne aromaty dojrzałych owoców, zwłaszcza wiśni, konfitur, przypraw zintegrowanych z dębowym drewnem. W podniebieniu bardzo dojrzałe, mocne, bogate, pełne ekspresji. Wyraziste, o idealnej równowadze pomiędzy kwasowością a dojrzałymi i eleganckimi taninami. Zrównoważone, oryginalne, zdecydowane, świeże, o długim i intensywnym finiszu. Idealne do pieczonego, grillowanego mięsa oraz różnego rodzaju serów.

Niestety, z mojego punktu widzenia, butelka okazała się wtopą. Może nie największą w historii moich Winnych Wtorków, ale dość znaczącą. Wino nie należało do najtańszych, przebijając próg 60zł, a z opisem dystrybutora zgodzić się mogę głównie w zakresie tego, że było czerwone i, że prawdopodobnie faktycznie było to Tempranillo. O leżakowaniu trudno powiedzieć, aczkolwiek beczka faktycznie była z lekka wyczuwalna — ale oceny w tym temacie podejmował się ze swoim nikłym doświadczeniem nie będę. Za to chętnie skomentuję to, czego chciałbym spodziewać się dalej, a tego nie zastałem.

Otóż istotnie w nosie konfitura. Szkoda tylko, że za ścierką — przyjemne lekko gumowe aromaty dawały o sobie znać, co wywoływało uśmiech na twarzy. Natomiast owoc znikał w chwili, gdy przestawałem się głęboko zaciągać. Prawdę mówiąc, wszystko wtedy znikało. Nos bardzo ciasny, zamknięty i płytki. Odrobina papryki, cygar, ale… naprawdę odrobina. Myślałem, że dwie godziny w butelce pomogą — w zasadzie nic nie zmieniły.

W smaku, niestety, równie słabo. Krótko, nudno, bez finezji — o równowadze czegokolwiek z czymkolwiek trudno mówić, bo cały smak znikał nim zdążył dojść do połowy języka. O zahaczeniu o podniebienie trudno mówić. Trochę owocu, trochę ścinających ślinianki garbników, ale… nudno, po prostu. Na tyle nudno, że nawet niebardzo chce mi się doszukiwać czegokolwiek i pisać wybujałych pompatycznych frazesów o tym jaka ta butelka była dobra, czy zła.

To, co po tym winie pozostało, to na pewno nie wspomnienia smaku. Dobrze chociaż, że przed degustacją butelkę oddałem w ręce Natalii Zahora — dzięki temu zdjęcie ładne 🙂

Szkoda, bo dobra Hiszpania zawsze jest miło w domu widziana — ta natomiast drugi raz nie będzie. Na pewno.

Rioja w czerwieni i bieli u innych: