Bożo 2011 — czyli Beaujolais Nouveau po raz drugi na Winnych Przygodach

Prawdę mówiąc, w pierwotnych planach notki o tegorocznym Bożole miało nie być. Prawdę mówiąc, mieliśmy tegorocznego Bożo w ogólę nie pić. Po zeszłorocznej przygodzie uznaliśmy, że zajmowanie się Nouveau w momencie, gdy do dyspozycji mamy perełki interpretacji szczepu Gamay w postaci choćby Cru Beaujolais, jest pozbawione sensu.

Niemniej, ponieważ nadarzyła się okazja, nie sposób było odmówić. W hotelu IBIS w Łodzi odbyła się organizowana przez Alliance Française degustacja młodziutkiego Bożo, na którą co prawda nie mogłem się wybrać — ale butelka trafiła w moje ręce dzięki uprzejmości znajomych. Razem z butelką dostałem również zdjęcia ilustrujące ten wpis.

Na tapetę poszło 2011 Beaujolais Nouveau Chanay Gilles Les Grandes Terres Le Perreon, zdaje się, że niedostępne w polskiej dystrybucji. Schłodzone do ok. 13°C, gdyż uznałem, że nie będę masochistą i po zeszłorocznym piciu w temperaturze pokojowej tym razem mi wystarczy. Okazało się, o dziwo, że nie było to niezbędne. Tegoroczna odsłona Nouveau jest dużo lepsza niż rok temu. Owszem, w nosie i na podniebieniu aromaty chleba (czytaj: drożdże) są wyczuwalne. Dziwne, gdyby nie było. Obok tego jednak przyjemna kwasowość zrównoważona z mineralnością, odrobina malin i jabłka, a całość dość przyjemna i nienachalna. Nie miałem wrażenia, że piję gumę balonową o smaku wina.

Fanem Nouveau na pewno nie zostanę, ale zostałem całkiem miło zaskoczony. Butelka, standardowo jak na młode wino, szybko uderza do głowy, a samo wino było przyjemne i nie odstręczyło mnie od młodych Beaujolais jeszcze bardziej. Niemniej — w tym roku to była pierwsza butelka i na pewno ostatnia. Mimo wszystko kolejne będzie Moulin-à-Vent.

A jak Wasze doświadczenia z Bożo w tym roku?