Winne Wtorki #5 — Węgry zawitały do biura

Bieżący tydzień nie obfitował w wolne chwile. Ba, bieżący i poprzedni miesiąc w nie nie obfitował — projekty sypią się jak grad z nieba, a uczelnia nie popuszcza. Dzisiejszy Winny Wtorek można zatem nazwać pelnoprawną degustacją w warunkach bojowych, a wręcz w terenie.

Oba degustowane dziś wina piliśmy w biurze, w wirze roboty, bez możliwości oderwania się, by nad nimi pokontemplować w ciszy i spokoju. Wyjęliśmy je odpowiednio wcześniej z lodówki w laboratorium (i kawiarni jednocześnie), aby zyskało temperaturę zbliżoną pokojowej, ku zdziwieniu naszych biurowych kolegów i koleżanek. Jakiś czas później udaliśmy się do sali konferencyjnej, gdzie omawiając projekt zatopieni w pracy rozlaliśmy oba wina do… szklanek. W warunkach, gdzie nie mogliśmy znaleźć korkociągu, znaleźć kieliszki? Niedoczekanie. Tego do biura jeszcze nie kupiliśmy — trzeba koniecznie nadrobić braki. Zdziwione spojrzenia towarzyszyły nam przy tych butelkach dziś przez cały czas przygody z nimi.

A oczy właściwie mowa? O Egri Bikaver 2009 od Lajosa Gala, firmowanym przez Krakowski Kredens, pięcioszczepowcu. Kekfrankos, Cabernet Sauvignon, Pinot Noir, Cabernet Franc i Menoire — to mogliśmy znaleźć w butelce. Lecz nie tylko. Także o Forras Egri Cuvee 2007 od Thummerera, równiez firmowane przez Krakowski Kredens. Tym razem dwuszczepowiec — Kiralyenka i Leanyka. Oba wina, z racji polskiego dystrybutora, szeroko dostępne w sieci sklepów Alma w — z pozoru — niewygórowanej cenie niecałych 40zł. Dość lecz tego gadania, przejdźmy do win. Długo nam to dzisiaj nie zajmie.

Na czerwono — Egri Bikaver

W kieli….szklance czerwono i ciemno. W nosie najpierw miałem wrażenie, że wino jest lekko korkowe, ale uczucie szybko przeszło na rzecz uczucia ten typ tak ma. Czarne owoce — porzeczki, aronia, czarny bez. Do tego ziemia, dużo ziemi, wilgotnej i ciężkiej. Całość przykryta dość męczącą słodyczą obecną juz w zapachu. W smaku podobnie. Na pierwszy plan wypłynął czarny bez z dość charakterystyczną goryczą, połączoną z mało absorbującymi taninami. Zaraz potem uderza mdła słodycz bez ciekawych owocowych aromatów. Kompletnie brakowało jednak tego co po środku, brakowało również końca. Nie doszukałem się w Bikaverze struktury i uporządkowania, które dałóby mi poczucie, że to swiadoma produkcja winiarza. Pierwsza szklanka nie sprawiała przyjemności, na drugą niebardzo miałem ochotę. Ze strony kolegów z biura, którzy również spróbowali, padło określenie wino jak wino, a także pytanie: a może dolać coli?. To zdecydowanie nie przemawia na korzyść tego trunku. Z mojej strony pas, oceny liczbowej się nie podejmuję. Tragiczne? Nie. Ale za drogie. Zdecydowanie.

Biała odmiana? Czy jednak nie?

Na polu walki został Egri Cuvee. Wyjęcie korka zrobiło ciche psssst. Od razu widać, że młode. W nosie przypominało mi nieco tanie Prosecco. Najpierw rzuciła mi się w nos brzoskwinia, potem dotarły nuty jabłka i cytryny, wszystko przykryte generycznym zapachem wina musującego. W kieliszku nieco na odwrót. Brzoskwini już nie wyczuwałem, dało znać o sobie natomiast jabłko. Wino bardzo jednowymiarowe i płaskie, przelatywało przez podniebienie nie zostawiając po sobie śladu. Kwasowość najpierw agresywnie atakuje, potem natomiast szybko umyka pozostawiając pustkę i niedosyt. Wrażenia jeszcze słabsze niż w przypadku Bikavera. Oceny również się nie podejmuję.

Krótkie podsumowanie

Obu winom, zważywszy szczególnie na ich nie tak znowu małą cenę, mówię nie. Szkoda na nie czasu. Czy kiepska passa Winnych Wtorków zostanie wreszcie przerwana? 🙂 Chyba na razie żadna butelka nie zasłużyła na jednogłośne ochy i achy wszystkich uczestników naszej przedniej zabawy. Niestety.

Pisałem to ja, Mati. Krzysiek też pił, ale dziś nie zdąży dopisać swoich spostrzeżeń, a jutro pewnie nie będzie już sensu — w końcu piliśmy oba wina razem.

Krzysiek: Wybaczcie, drodzy Czytelnicy, ale niestety, taki czas. Mogłem się zebrać w tym samym czasie, kiedy Mati pisał posta ;). Tak czy siak, nic straconego – oba wina nie przemówiły do mnie w żaden sposób – białe generyczne, lekko kwaskowe, o nijakim smaku, a czerwone – nieco tylko lepsze od popularnej „Zośki”. Nie polecam.

Pozostali Winni Wtorkowicze