Gigondas, a ktoś ty jest?

Gigondas, apelacja z południowej części Doliny Rodanu we Francji, jest u nas stosunkowo mało znana – a szkoda. Zainspirowany ostatnim odcinkiem WLTV, oraz zważywszy na fakt, że ostatnio miałem przyjemność skosztować wina z tej apelacji, chcę podzielić się wrażeniami i zachęcić do zapoznania się z czerwonymi Rodańczykami z Gigondas.

Tradycje winiarskie regionu Gigondas sięgają XVI wieku, kiedy produkowane były zarówno wina białe i czerwone, choć obecnie jest to region produkujący jedynie czerwone wina. Aż do 1971 roku Gigondas nie było samodzielną apelacją, a wina z tego regionu znakowane były jako AOC Côtes du Rhône-Villages – czyli apelacji znakującej wina z wybranych regionów Doliny Rodanu (w „hierarchii” apelacji, AOC Côtes du Rhône-Villages jest „nad” AOC Côtes du Rhône – im bardziej szczegółowe określenie regionu, tym „lepsza” apelacja – cudzysłowy celowe, gdyż nie musi to wcale świadczyć o lepszości tamtejszych win). Od tamtego czasu popularność Gigondas rośnie, jednak nadal trudno powiedzieć, by tamtejsze wina były znane i popularne.

Dla nas, polskich miłośników wina, jest to jeszcze większa zaleta, niż dla obywateli państw Zachodniej Europy, bądź USA – ze względu na mało korzystny przelicznik EUR/PLN. Przez to, że Gigondas nie są na szczycie list popularności są… zwyczajnie tańsze. Zwłaszcza, gdy porównać je do, niemal legendarnych, win z Châteauneuf-du-Pape. Wina z CdP (o znaczeniu tego regionu może znaczyć choćby fakt, że skrót CdP jest rozpoznawalny i natychmiast kojarzony na świecie) trudno zdobyć poniżej 100zł za butelkę, a na dobrą sprawę, to o te poniżej 150zł też nie jest łatwo. W przypadku Gigondas natomiast kwoty z zakresu 60 – 100zł są całkiem realne.

Za 84zł w Łodzi, w sklepie Winnice Świata niedawno zdobyłem butelkę Domaine de Cassan Gigondas 2006. Po dwóch godzinach oddechu, pewnego wieczoru usiedliśmy, by skosztować wina w połączeniu z serem – francuskim Coulommiers (o którym pewnie jeszcze kiedyś napiszę, bo dla mnie – mało zaznajomionego z serami – to było… przeżycie).

Wino powitało mnie intensywnym aromatem wiśni, miodu i cynamonu. Nos był ciekawy, bogaty, odkrywający nowe aromaty z każdym wetknięciem nosa w kieliszek. Dało się zauważyć nienarzucające się, acz zdecydowanie obecne, elementy dębu, skóry, także innych owoców – które choć zauważyłem, nie potrafiłem zidentyfikować i nazwać. Jakby nie patrzeć, nos dość charakterystyczny dla Doliny Rodanu, gdzie wina produkuje się głównie z mieszanki Grenache, Syrah Mourvèdre.

W smaku dominowały nuty miodu i ciepłe, pieprzne (ostre?) wrażenie (po angielsku nazwałbym to spicey, ostre nie do końca oddaje pozytywnych cech tego słowa) na całym podniebieniu. Wyczuwalny dąb nie dominował, przez co dodawał charakteru, ale nie przeszkadzał. Wino było długie i ciekawe. Różne smaki były obecne i zaraz po kontakcie z językiem, jak i coraz dalej aż do końca pozostawiającego długi i fascynujący posmak. Tak wyczuwalna w nosie wiśnia była mniej obecna na języku, choć zdecydowanie wyczuwalna  – wino fascynowało i zachęcało, by delektować się nim dalej.

Wino zdecydowanie godne polecenia – choć nie o tym jest ten wpis (moja ocena na cork’d). Region, tytułowy Gigondas zdecydowanie godny polecenia! Bardzo mnie zaciekawił i zachęcił, by spróbować kolejnych win z tamtych okolic. Niestety, nie widuję Gigondas na półkach sklepowych zbyt często.

A Wy? Bezczelnie powielając pytanie Garego Vaynerchucka, zapytam: mieliście okazję delektować się winami z tego regionu? Jeśli tak, jakimi i gdzie można kupić? 🙂

Notka językowa: Dla ludzi takich jak my, którzy język francuski znają tylko z czekoladek merci, wymowa francuskich nazw potrafi często dać w kość. Jak udało nam się ustalić, Gigondas powinno czytać się żigondas 🙂 Nawiasem mówiąc, włoski na dzień dzisiejszy sprawia nam równie wiele zgryzów – ostatnio uderzyliśmy głowami w mur nazywając Chianti czianti, zamiast kianti.